poniedziałek, 28 września 2015

O żarciu - w końcu!



(scroll down for the English version)
Jedzenie w Malezji to prawdziwa przygoda. Można zjeść tanio i pysznie, a można się naciąć i prykać żarem następnego ranka (również tanio). Po 5 dniach igrania z poparzeniami kapsaicyną postanowiliśmy skorzystać z rad zawartych na blogu https://zuinasia.wordpress.com i udaliśmy się do 2 z rekomendowanych tam miejsc. Na miejscu drugim „nasze” odkrycie, ale też fajne.

  1. Sushi Zanmai (zdjęcie powyżej) – Przepyszne jedzenie w tanim i czystym miejscu! Można podbierać to, co przyjedzie na taśmie (najdroższe pozycje za mniej niż 7 zł), ale prawdziwe cuda są w menu (najwspanialsze z 15 dań, których spróbowaliśmy to serowo ostrygowy "roll" z kawiorem z latającej ryby). Do picia – na bieżąco uzupełniany dzban zielonej herbaty za „złotypińsiąt”. Nie daliśmy rady zjeść we dwoje za więcej niż 70 MYR (jakieś 65zł), mimo dwóch podejść. Wspaniała sieciówka:)! 
  2.  Jalan Alor – ulica zatłoczona jak Plac Św. Marka w sierpniu. Zaskoczyła mnie ogromnym wyborem chińszczyzny. Menu w każdej z restauracji ma po jakieś 30 stron, a każde danie można zamówić w 4 rozmiarach (small jest na dwie osoby, więc uwaga bo można przedobrzyć!). Nie było ostre a było smacznie, dużo i tanio. Czego chcieć więcej? Lodów:  
  3.  Din Tai Fung – „Chińskie pierożki nagrodzone gwiazdką Michelina”. „Knajpa uznawana za jedną z 10 najlepszych na świecie według New York Timesa”. Po takim wstępie lekko zwątpiłem, gdy moim receptorom wzrokowo-słuchowym ukazała się pełna siorbiących makaron chińczyków restauracja typu fast food. Audiowizualnie prezentuje się ten przybytek raczej słabo. Ale… to jest pierożkowe niebo. W przecudownym daniu o nazwie Xiao Long Bao, pod milimetrową warstwą delikatnego jak jedwab ciasta język napotyka słodko pikantny rosół, w którym pływa mięso delikatne niczym słowicze języczki jedzone na dworze chińskiego cesarza. Naprawdę, highlight Kuala Lumpur!Kuba
Foodporn post - at last!

Eating in Malaysia is pure adventure. Why adventure? Because it can get really spicy to the extent that you shit fire the next morning. We were a bit tired of eating on the streets (and risking death by capsicum burns), so inspired by https://zuinasia.wordpress.com (which is one of the most useful blogs if you are traveling to KL) we were able to visit few places of particular interest for food lovers. Here is a short summary just to give you 3 top places we ate in that I would recommend to anyone. 
  1. Sushi Zanmai – extremely tasty, super cheap and clean (yes!). You can choose either to eat from conveyor belt (with the most expensive plates costing circa 7 MYR) or a la carte (strongly recommended Oyster Cheese Roll!). Do not think about drinking anything but delicious green tea (with free refill for 1,8 MYR). That place is cray! For two we couldn’t eat more than 70 MYR worth of sushi (even though we tried hard) which is around 18 EUR. Damn, that is good value for money! It is a chain, look for it in good shopping malls!
  2. Jalan Alor Street – it is disgustingly crowded but surprisingly good for such a touristy place. The selection of Chinese food is overwhelming, each dish comes in 4 sizes with all possible taste/ingridient variations. You can only sit outside and be ready to refuse to buy a selfie-stick (we were asked every 30 seconds.)  
  3.  Din Tai Fung – Chinese dumplings with a Michelin star. Affordable excellence of this chain is famous worldwide (it is considered to be top10 restaurant in the world by NYT). The place is always full of Chinese people slurping over their noodles but if you can survive that you will indulge in the dumpling heaven. Just see the pictures and imagine the delicious chicken broth filling your mouth as you bite through divinely delicate pastry filled with perfectly spiced and ultimately delicate chicken/prawn/pork (choose one) filling of a XiaoLongBao. Kuba

5 komentarzy:

  1. Chciałem napisać dłuższy komentarz ale ślina mi kapie na klawiaturę ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lody - wow! Sam pomysł na to, by tak je przygotować jest świetny, ale widać dbałość o szczegóły do samego końca. Sposób podania mnie zafascynował, takie lodowe rollsy kojarzą mi się z kwiatuszkami i nigdy się nie spotkałam z taką formą. A wygląda pięknie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale za pyszne to one nie są:) Do poznańskich nie mają startu...

      Usuń
    2. Chciałam o to zapytać, czytacie mi w myślach :D

      Usuń
  3. A w Hołnach Wolmera (he, he, też nazwa nieźle brzmi) na Suwalszczyźnie, podają pyszne bliny, kartacze, wędliny własnej produkcji, takież sery i jaja prosto od kurki. Jak wrócicie-polecam.

    OdpowiedzUsuń