niedziela, 23 sierpnia 2015

Normalnie



Tysiące, jeśli nie setki tysięcy, ludzi robi dokładnie to co my. Nie ma w tym nic specjalnego, odważnego, wyjątkowego. Po prostu na jakiś czas zmienia się kraj, w którym się mieszka i się zwiedza (albo górnolotnie: „podróżuje”).  Może jest to wciąż spotykane rzadziej niż grillowanie w sobotę albo piwo i Liga Mistrzów w środę, ale naprawdę bez szału („nie ma festynu” jak mawiał klasyk). Co więcej pewnie pojechalibyśmy do Toskanii albo Portugalii gdybyśmy mieli więcej pieniędzy, więc szału jeszcze mniej bo wybraliśmy opcję budżetową. Nie zmienia to faktu, że prowadzimy bloga, robimy tysiące zdjęć i podniecamy się jak Reksio wołowiną. Bo wciąż traktujemy ten czas jak niekończące się wakacje. A wakacje to czas bez pracy, czyli fajnie. I tu się pojawia to schizofreniczne uczucie, że coś co jest normalne traktujemy jak „niewiadomoco”. Cud jakiś, niemożliwość, akt heroizmu. Mam nadzieję, że to minie, że wyzdrowiejemy i zaczniemy to traktować z należytą normalnością (bo przecież dłużej się jedzie pociągiem ze Szczecina do Zakopanego niż leci z Polski do Bangkoku). Bez zblazowania oczywiście, ale z normalnością.
I schodząc na ziemię: za wysoki jestem na Tajlandię. Łeb mam poobijany, ludzie patrzą na mnie jak na dziwo. Walnąłem już w sufit w 7-Eleven (taka całodobowa Żabka), dwa razy w busie (w tym w wiatrak w naszej ulubionej linii numer 1.), na moście Phra Pin Klao przylutowałem w jakiś betonowy element (który prawie mnie znokautował,  bo walnąłem z pełnym impetem) i dziś w znak „OPEN” na rynku przy CH Robinson (aż zgubiłem okulary). Mam nadzieję, że już wkrótce zacznę to traktować z należytą normalnością. Na razie mam siniaki. Kuba
 








The norm


There are thousands (if not hundreds of thousands) of people doing exactly the same thing as Maja and me are doing. There is nothing exclusive in it, there is nothing brave or extreme. It is just moving to another country/countries for some time. It is maybe a bit unconventional but nothing to boast about. Most probably if we had more money we would spend it in Italy or Portugal enjoying time off work. Yet we still write this blog, yet we make photos and document this as a big adventure. We are super excited and call it “a journey of life”. Somewhere in time we made ourselves believe that life is about work and we forgot about the importance of leisure (very interesting read: http://www.brainpickings.org/2015/08/10/leisure-the-basis-of-culture-josef-pieper/). It is a very strange schizophrenic feeling that I hope to get rid of over time. To treat this state of mind as “the norm”. and OK we are far from home but it took us 12h to get here. It takes more to go from Szczecin to Zakopane in a night train…
And to get down to earth: my head hurts cause I am too tall for Thailand. I already hit the ceiling in 7-Eleven (local 24/7 grocery), twice in a bus (including a fan on our favourite line no. 1 - on the picture attached), once on the stairs on the Phra Pin Klao Bridge (almost knocked me down, I still have a bump) and once on the market next to Robinson shopping mall (damn signs, leave my glasses alone!). Hopefully I will get used to that and will treat is as “the norm”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz