Tysiące, jeśli nie setki tysięcy, ludzi robi dokładnie to co
my. Nie ma w tym nic specjalnego, odważnego, wyjątkowego. Po prostu na jakiś
czas zmienia się kraj, w którym się mieszka i się zwiedza (albo górnolotnie: „podróżuje”).
Może jest to wciąż spotykane rzadziej
niż grillowanie w sobotę albo piwo i Liga Mistrzów w środę, ale naprawdę bez
szału („nie ma festynu” jak mawiał klasyk). Co więcej pewnie pojechalibyśmy do Toskanii
albo Portugalii gdybyśmy mieli więcej pieniędzy, więc szału jeszcze mniej bo
wybraliśmy opcję budżetową. Nie zmienia to faktu, że prowadzimy bloga, robimy
tysiące zdjęć i podniecamy się jak Reksio wołowiną. Bo wciąż traktujemy ten
czas jak niekończące się wakacje. A wakacje to czas bez pracy, czyli fajnie. I
tu się pojawia to schizofreniczne uczucie, że coś co jest normalne traktujemy
jak „niewiadomoco”. Cud jakiś, niemożliwość, akt heroizmu. Mam nadzieję, że to
minie, że wyzdrowiejemy i zaczniemy to traktować z należytą normalnością (bo
przecież dłużej się jedzie pociągiem ze Szczecina do Zakopanego niż leci z
Polski do Bangkoku). Bez zblazowania oczywiście, ale z normalnością.
I schodząc na ziemię: za wysoki jestem na Tajlandię. Łeb mam
poobijany, ludzie patrzą na mnie jak na dziwo. Walnąłem już w sufit w 7-Eleven
(taka całodobowa Żabka), dwa razy w busie (w tym w wiatrak w naszej ulubionej linii
numer 1.), na moście Phra Pin Klao przylutowałem w jakiś betonowy element
(który prawie mnie znokautował, bo
walnąłem z pełnym impetem) i dziś w znak „OPEN” na rynku przy CH Robinson (aż
zgubiłem okulary). Mam nadzieję, że już wkrótce zacznę to traktować z należytą
normalnością. Na razie mam siniaki. Kuba
The norm
There are
thousands (if not hundreds of thousands) of people doing exactly the same thing
as Maja and me are doing. There is nothing exclusive in it, there is nothing
brave or extreme. It is just moving to another country/countries for some time.
It is maybe a bit unconventional but nothing to boast about. Most probably if
we had more money we would spend it in Italy or Portugal enjoying time off work.
Yet we still write this blog, yet we make photos and document this as a big
adventure. We are super excited and call it “a journey of life”. Somewhere in
time we made ourselves believe that life is about work and we forgot about the
importance of leisure (very interesting read: http://www.brainpickings.org/2015/08/10/leisure-the-basis-of-culture-josef-pieper/).
It is a very strange schizophrenic feeling that I hope to get rid of over time.
To treat this state of mind as “the norm”. and OK we are far from home but it
took us 12h to get here. It takes more to go from Szczecin to Zakopane in a
night train…
And to get
down to earth: my head hurts cause I am too tall for Thailand. I already hit
the ceiling in 7-Eleven (local 24/7 grocery), twice in a bus (including a fan on our favourite line no.
1 - on the picture attached), once on the stairs on the Phra Pin Klao Bridge (almost knocked me down, I still
have a bump) and once on the market next to Robinson shopping mall (damn signs,
leave my glasses alone!). Hopefully I will get used to that and will treat is
as “the norm”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz