piątek, 21 sierpnia 2015

Budda bez pupy




Dziś widzieliśmy Wat Pho – Świątynię Leżącego Buddy. Wyrwałam biednego, zaspanego Kubę z łóżka przed ósmą, żeby uniknąć tłumów… Było warto: kompleks ma 80 000 m2 - kiedy przyszliśmy było w nim jakieś 5 osób.
Notre Dame i Alhambra razem wzięte mogłyby co najwyżej pucować buciki leżącego Buddy, gdyby nie to, że chodził boso, jak Cejrowski.
W 46 metrowym posągu nie znaleźliśmy pupy, stopy zaś były w renowacji. Mimo to cały kompleks świątynny po prostu zdzierał papę z dachu…Sami zobaczcie. (Albo mi się wydaje, albo Tajowie bardzo lubią złoto…)
Kulinarne highlighty: banan zapiekany w ryżu, zawinięty w liść bananowca, zakupiony od bezzębnej starowinki za 1 zł + karmelizowany kurczak na patyku za rekordowe 50 groszy.






2 komentarze:

  1. Pięknie tam! A czy piją herbatę z tea tagami?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będziemy się dowiadywać. Na razie my pijemy jeno ice tea. A w hostelu Lipton żółty...

      Usuń