czwartek, 28 stycznia 2016

Nha Trang czyli Няча́нг



Gdy po 12 godzinach w autobusie w końcu otwarto drzwi, naszym oczom ukazało się zupełnie przeciętny azjatycki gorod o 6:00 rano. Setki skuterów, przydrożne biznesiki, wszechobecny  smrodek rozkładu oraz czający się niczym wygłodniałe bestie taksisty i sprzedawcy wszelkiego badziewia. Jakie było nasze zdziwienia gdy po trzech kilometrach w taksówce (którą dzieliliśmy z bardzo sympatyczną parą z Kitaju) zobaczyliśmy wybrzeże rodem z „Żaru Tropików”. Przepiękny bielyj piesok, palmy, tłumy ludzi ćwiczących jogę, tai chi czy grających w badmintona.

 
Plaża w Nha Trang jest naprawdę wspaniała, ale gdy przyjrzeć się bliżej polskie oko dostrzeże coś niepokojącego. Po godzinie 11 Pośród szczupłych i cichych Wietnamczyków pojawiają się tłuste, obrzmiałe i zesztywniałe karki. Rozowyje, pokryte szczeciną, łyse głowy. Grzywki model „stragan z dresami” ewentualnie priczeska pierestrojka. Ogromne babotony, kartoflane, nalane malcziki, puszki z piwem i karczemne krzyki. Klapki Kubota i skórzane sandali bez pięty, do tego złote roleksy i ogromne łańcuchy. Koszulki bez rękawów, gigantyczne tatuaże i ciągnięte jak bezwolne niewolnice żeńszcziny poubierane w prady, szanele i luiwłitony. Inwazja Rosjan spowodowana jest głównie obecnością rosyjskiej bazy wojskowej w Cam Ranh  (która jest największą bazą rosyjską poza terytorium tego kraju). Z plaży zatem zrezygnowaliśmy. Z centrum też.
Miasto ma jednak do zaoferowania o wiele więcej. Oczen haroszyje świątynie Po Nagar Cham zbudowane przez autochtonów w VIII wieku, dziś ładnie odnowione przez władze pokazują hinduistyczną przeszłość regionu.
Prikrasnyj ostrow Hon Mieu, na który transport kosztuje tolka 5000 dongów. Ale są tez tacy, co płacą sześćdziesiąt razy więcej (naprawdę!) bo zamiast łódką z Wietnamczykami mogą popłynąć prywatną motorówką. Jakieś 2 kilometry. Kim trzeba być (oj, wszyscy wiemy kim...;) Kolejne miejsce, które chcieliśmy zobaczyć to kolejka linowa, która ma prawie 4km i łączy Nha Trang z parkiem rozrywki Vinpearl. Jako, że na park rozrywki kompletnie nie mieliśmy ochoty a bilet na kolejkę można kupić tylko z biletem do parku (logiczne) – powiedzieliśmy zatem spasiba, budiem stojat.
 I tak, po dwóch dniach w Nha Trang ruszamy dalej. PS. Podobno w Da Lat nie ma tylu Rosjan bo im tam za zimno. Sprawdzimy! Kuba

1 komentarz:

  1. A gdie ty tak charaszo naucziłsja ruskawo jazyka? Wiedi tiebia w szkołu nie nada było etowo jazyka uczitsja? Wot maładiec!

    OdpowiedzUsuń