Dziś mija nasz dziesiąty dzień na
Bali. Wyspa jest wspaniała. Różnorodność krajobrazu i ilość atrakcji (w tym:
świątyń, tras trekkingowych, rezerwatów, wodospadów, miejsc do nurkowania,
plaż, malowniczych tarasów ryżowych etc.) zapiera dech w piersiach. Jest to
turystyczna Mekka; Rzym Azji południowo-wschodniej.
Jest to też miejsce, w
którym najmniej odpoczywam (ale to już czterdziesty siódmy dzień w podróży, więc się "naodpoczywałem"). Nawet zatłoczony Bangkok i pełne smogu Kuala Lumpur pokonywaliśmy leniwym
tempem i nie dawaliśmy się wpędzić w ogólnoświatowy trend „zaliczania” kraju w
trzy tygodnie. Tutaj trudno tego uniknąć. Wizę mamy na miesiąc i już kupione
bilety do Singapuru, więc słyszymy tykanie zegara i odliczamy upływający czas. A wyspa nie chce się
zmniejszyć, motorem staramy się nie przekraczać 60 kilometrów na godzinę (Honda Vario tym razem), sił starcza na
45 minut nurkowania. Za mało czasu! Od trzech dni podróżujemy z Maciejem i Olgą
(wspomniani w jednym z poprzednich postów autorzy bloga raveltravel.com i autorzy wszystkich zdjęć, które zamieszczam) i
wspólnie planujemy, rezerwujemy, jemy i jeździmy. Pomaga to, ale na Bali przydałby się menadżer-organizator na pełen etat. Chyba tu
wrócimy, na kolejny miesiąc, bo do zobaczenia jeszcze wulkan Ijen, wyspy:
Lembongan, Lombok, Gili, Flores. A chciałoby się jeszcze raz wypić kawę w Ubud
i pobyczyć na czarnej (dziwne uczucie) plaży. Post tylko w jednym języku i bez kolaży bo trzeba się wyspać przed wyprawą do Loviny, która za niecałe 10h! Pełne obroty, odpoczniemy na Wielkanoc! Kuba.
Czy pierwsze zdjęcie to właśnie tarasy ryżowe?
OdpowiedzUsuńTam jest przepięknie... Po Was też widać, że zadowoleni na maksa - z takimi krajobrazami w tle w cale się nie dziwię!