wtorek, 22 grudnia 2015

Złote popołudnia w Bangkoku

Nasza podróż zaczęła się w Bangkoku. Po trzech miesiącach wróciliśmy, by eksplorować północ Tajlandii, gdzie właśnie skończyła się pora deszczowa. Mamy kilka wolnych dni w oczekiwaniu na  mamę i brata Kuby, którzy przylatują do nas na Święta. Wszystkie „obowiązkowe punkty” Bangkoku zaliczyliśmy za pierwszym razem. Teraz możemy w końcu cieszyć się zwyczajnym obliczem miasta, już bez pierwszo -randkowego makijażu.
Odkryliśmy, że miasto najpiękniejsze jest po południu. Żar słońca lekko przygasa, pozwalając w końcu swobodnie oddychać. Jednocześnie rozlewa po ponurym asfalcie i betonie pomarańczowy blask, który sprawia, że chce się żyć.



Brodziliśmy w świetle po parku Lumpini, napotykając olbrzymie jaszczury, które grzały się na trawniku. 


Potem przypadkowo natknęliśmy się na Wat Traimit, świątynię złotego Buddy, która akurat płonęła w zachodzącym słońcu.
Kolejnego dnia wybraliśmy się na olbrzymi targ Chatuchak. Znalazłam tam mój ulubiony crispy pork, który jednocześnie chrupie i rozpływa się w ustach. Wyjadaliśmy go z plastikowego worka jak dzieci cukierki.




Odnalazłam też mango sticky rice – kleisty, słodki ryż gotowany z mleczkiem kokosowym, podawany ze złocistym, dojrzałym mango. Jak dobrze  znów być w Tajlandii! Maja

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz