sobota, 5 grudnia 2015

Nieco Smutna Kuta


W ciągu ostatnich 3 miesięcy naoglądaliśmy się boskich plaż w Tajlandii, na Bali, na Nusa Penida, ale takiego wybrzeża jak na Lomboku to jeszcze nie widzieliśmy. Naszą bazą wypadową, gdzie spędziliśmy aż 9 dni była Kuta. To miasteczko nas poruszyło – ludzie czekają tu na turystów jak na zbawienie. Maleńkie dzieci chodzą boso po restauracjach sprzedając uplecione własnoręcznie bransoletki rozdzierając nam serca: kupisz – rodzice zobaczą, że dzieci są skuteczne i będą je częściej wysyłać na żebry. Nie kupisz – zostawiasz je w nędzy… Plaża w Kucie byłaby piękna, gdyby nie plastikowy dywan ze śmieci, którego nie widać dopiero z daleka...


Jeden z Indonezyjczyków tłumaczył nam, że w ich kulturze jadło się z liścia bananowca, który rzucało się na ziemię. Przy tutejszym klimacie rozkład następował bardzo szybko, więc problem śmieci nie istniał. Odkąd wszystko zaczęto pakować w plastik, nikt im nie wytłumaczył, że on rozkłada się trochę dłużej…
Nieliczni turyści, których nie wystraszył wybuch wulkanu ani zaśmiecona plaża, gdy tylko rozłożą się na piasku obskakiwani są przez tłum sprzedawców sarongów. Koszmar. Dlatego nie byliśmy na plaży w Kucie ani razu. Jednak było to jedno z najlepszych miejsc w ciągu naszej dotychczasowej podróży. Położone centralnie stanowiło świetną bazę wypadową do okolicznych, bajecznych plaż. No i oczywiście jedzenie. Dużym plusem turystycznych miejscowości jest dobra infrastruktura gastronomiczna. Po jedzeniu od kilku tygodni ciągle tych samych, indonezyjskich dań, restauracja serwująca kuchnię śródziemnomorską była dla nas jak Ziemia Obiecana. Gicz jagnięca, duszona cztery godziny w sosie ze śliwek i moreli rozpadała się gdy tylko trąciło się ją widelcem.



Kuskus z soczystymi krewetkami, cytryną i awokado smakował jak lato. Kolejnego dnia były soczyste, nabrzmiałe bogactwem składników burgery. Europejskie Cappucino z gwiazdką utkaną z mlecznej pianki…(Wiem że nie robi to na Was wrażenia mając Starbucksa co 100 metrów, ale pamiętajcie że od miesiąca pijemy tylko tutejszą zalewajkę z fusami). I tak oto nasze łakomstwo uwięziło nas w smutnej, turystycznej mieścince. Jednak skuter wypożyczony na cały miesiąc (7 złotych za dzień!) zwrócił nam wolność odkrywania okolicznych cudów, o których więcej napisze Kuba. Maja

2 komentarze: