wtorek, 8 grudnia 2015

Na zachód od Kuty – ucieczka od smuty



Jalan Mawun to droga, którą przejechaliśmy cztery razy w tę i z powrotem naszą uroczą Hondą Vario. Za każdym razem było to doświadczenie ekscytujące. A to na drogę wbiegła kura samobójca, a to ścigaliśmy się z panem lodziarzem (pamiętacie melodyjkę Family Frost – to samo, tylko na motorze), a to drogę zaszły nam krowy i żadne trąbienie nie pomagało. No i po drodze odwiedziliśmy tez jaskinie pełną nietoperzy, ale to temat na innego posta. Teraz będzie o plażowych eskapadach.


Eskapada pierwsza – Mawun. Jest pierwszą plażą na zachód od Kuty. Ma prawie idealnie półkolisty kształt. Piasek jest drobny jak mielona sól a do wody można wejść bez strachu, że coś wbije ci się w stopę. Przyjemne fale nie zatapiają, ale przyjemnie kołyszą. Sprzedawca bransoletek był jeden i do tego bardzo uprzejmy. To taka plaża, której zdjęcia mogłyby  być w encyklopedii jako najbardziej typowy model plaży. I przez 24h myślałem, że odnaleźliśmy najdoskonalszą plażę na świecie. 

 
Eskapada druga i czwarta – Selong Belanak. Jest trzecią plażą na zachód od Kuty i zdetronizowała Mawun jako najpiękniejsza, jaką widzieliśmy. Ciągnie się łagodnym łukiem. Piasek jest jak puder. Plaża słynie z wyśmienitych warunków do nauki surfowania. Wraz z Mają ulegliśmy magii miejsca (i namowom lokalnych nauczycieli) i spróbowaliśmy pojeździć na falach. Zabawa przednia ale bardzo męcząca (ręce, mięśnie grzbietu) i bolesna (otarcia łokci, kolan i skóry na dolnych żebrach). Maja używając swojego wyjątkowego zmysłu równowagi łapała praktycznie każdą falę i wprawiała mnie w osłupienie tnąc pieniste grzbiety. W tym czasie ja gramoliłem się z wody na deskę, która za nic nie chciała mnie utrzymać (nawet jak na niej leżałem). Z zazdrości nie zrobiłem jej zdjęcia. Na kolejny tydzień znaleźliśmy najpiękniejszą plaże na świecie (o tej najpiękniejszej post już niedługo).
 
Eskapada trzecia – Mewi. Tak drogi czytelniku – jest to druga plaża na zachód od Kuty. Dojazd do niej jest tak koszmarny jak drogi na Nusie Penidzie. Tłukliśmy się tam dobre 15 minut po pseudodrodze, która składała się z kamieni przypominających potłuczone nagrobki. I chyba nie było warto, bo akurat trwał odpływ… dobrze, że tuż obok jest Selong Belanak:) Kuba




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz