piątek, 27 listopada 2015

Mroczna strona podróżowania



Dzisiaj będzie o tym, czego nie widać na zdjęciach – mrocznej stronie podróżowania. Nie o bajecznych plażach i wodospadach. Nie o chwilach kiedy jesteśmy bardzo, ale to bardzo szczęśliwi. O rzeczach, które są niefajne, ale są w pakiecie jeśli chcesz podróżować po Azji.

  1. Taksówkowi mafiosi. Do tego, że o wszystko trzeba się targować w Azji już przywykliśmy. Kiedy jednak po pięciu godzinach podróży wysiedliśmy nocą z promu na Lomboku i okazało się, że taksówkarz chce od nas dziesięciokrotność normalnej sumy i nie chce nic zejść z ceny, zrzedły nam miny. Zagadałam więc do przypadkowych lokalsów wsiadających do auta czy by nas nie wzięli ze sobą do miasta. Zgodzili się bez problemu, ale nagle taksówkarze zaczęli na nich krzyczeć i zatrzasnęli mi przed nosem drzwi do auta. Lokalsi przeprosili nas zakłopotani dając do zrozumienia, że będą mieli kłopoty jeśli nam pomogą…Kiedy podjechał autobus znów uczynny członek taksówkowej mafii zamknął mi drzwi przed nosem, mówiąc że to nie dla turystów. Środek nocy, ciężkie plecaki zaczynają wrzynać się w ramiona, dookoła dziesięciu krzyczących facetów, którzy kłócą się między sobą o „prawo” do nas…Na szczęście spotkaliśmy równie osaczoną parę Czechów, którzy także byli niechętni by dać się naciągnąć na najdroższą taksówkę świata. Postanowiliśmy wspólnie udać się piechotą w poszukiwaniu hotelu. Kiedy uszliśmy dwadzieścia metrów, jeden z kierowców „pękł” i pobiegł za nami. Zrezygnowany zgodził się zawieźć nas do Mataram za jedną dziesiątą pierwotnej ceny. Potem było jeszcze szukanie hotelu po ciemnych, nieoznaczonych uliczkach. Następnie okazało się że w hotelu jest awaria prądu i nie możemy tam zostać. W końcu właścicielka zorganizowała nam inny nocleg, z darmową podwózką do zaprzyjaźnionej knajpki na kolację i wszystko skończyło się dobrze. To był jednak baaardzo długi dzień.
  2. Podrywacze. Prawie od trzech miesięcy spędzamy z Kubą 24h/dobę razem. Mamy to niezwykłe szczęście, że nadal budząc się każdego dnia mamy ochotę się przytulać. Ponieważ jesteśmy teraz na przepięknej wysepce a Kuba był zmęczony, postanowiłam wczoraj wyjątkowo przejść się sama. W ciągu tego spaceru tubylcy zaczepiali mnie ponad 30 razy. W większości było to nieszkodliwe „Hello!What’s your name?” albo komplementy artykułowane łamaną angielszczyzną. Dziś kiedy Kuba poszedł kupić wodę i zostałam trzy minuty sama na plaży, pewien tubylec koniecznie chciał mi posmarować olejkiem plecy. Naprawdę nie wiem jak samotne kobiety dają radę podróżować po Azji. Ja miałam dość po jednym spacerze. 
  3. Miejsca – rozczarowania. Nasza chęć unikania innych turystów sprawia, że trafiamy czasem w bezbarwne miejsca. Nie ma turystów. Nie ma też NIC ciekawego. Takim miejscem było Hat Yai w Tajlandii, o którym pisał Kuba. Takie też okazało się Mataram na Lomboku…Zatłoczone, zatopione w śmieciach. Najciekawszym miejscem było obskurne centrum handlowe, gdzie zjedliśmy w McDonaldzie, kupiliśmy sandały i indonezyjską kartę SIM…Tyle o Mataram.

Może jednak to wszystko przytrafia się, żeby chwile olśnienia były jeszcze bardziej olśniewające?Maja

4 komentarze:

  1. Hmm... Jednak mam poczucie, że te niedogodności są bardzo niewielkie. Taksówkarze, rozumiem, trochę groźnie, ale tyle, że nie chcieli Wam zrobić krzywdy tylko wyłudzić kasę - a dzięki Wasze upartości to się nie udało.
    Prawdę mówiąc spodziewałam się historii o wielkich robakach, gorączkach, nieustannych biegunkach, niemożliwości zrobienia prania czy załatwienia się (a przecież biegunka!), ciężkich plecakach które przeszkadzają, gubieniu się, poczuciu obcości, nieustannym gubieniu się w każdym nowym miejscu, kłótniach wokół niedogodności podróży i biegunkach (tak, mam słaby żołądek). Przy tym podrywający Panowie choć namolni, wydają się trochę nieszkodliwi (tu mam też pytanie - czy w towarzystwie męża nie zaczepiają Cię, Maju?).
    Pozdrawiam!
    PS. Tak naprawdę to cieszę się, że niedogodności udało Wam się zmieścić w tylko trzech punktach. Brawo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakby się mocno zastanowić, to pewnie jeszcze by się parę niedogodności znalazło. Nieco uciążliwe bywają komary. Robale faktycznie są, ale ponieważ śpimy przeważnie w przyzwoitych hotelach (na noclegi niestety idzie około połowy naszego budżetu), rzadko się z nimi na szczęście spotykamy. Gubimy się sporadycznie, dzięki wujkowi Google;) i świetnej orientacji Kuby. Mamy też stalowe żołądki, więc problemy pojawiają się w zasadzie jedynie "na życzenie" - na przykład kiedy zdecydowaliśmy się na zupkę na ulicy i właściciel stoiska przetarł talerze po poprzednich gościach starą szmatą (a w zasadzie wydawało nam się że to były stare gacie...). A my, głupie łakomczuchy zdecydowaliśmy się tam zjeść...Co do podrywaczy, to w towarzystwie Kuby mam zdecydowanie święty spokój:) Pozdrawiamy z Lomboku!

      Usuń
  2. W takich chwilach mamy zawsze będą się martwić. Wiec proszę unikajcie ( ale jak?) takich " historii."Jestescie dzielni, wspaniali, kochani i cudownie, że Was mamy. Cudownego, bezpiecznego podrozowania. Maju i Kubusiu zawsze razem☺

    OdpowiedzUsuń
  3. Moje uczucia po przeczytaniu tej Waszej Strasznej Listy Upiornych Niedogodności są podobne, jak komentatorki Kasi.

    OdpowiedzUsuń