Ko Lanta jest jak pyszna, aromatyczna kawa, którą ktoś zbyt rozwodnił.
Dookoła niej są bardziej
efektowne wyspy Ko Phi Phi czy Ko Lipe – z białym jak mąka piaskiem, turkusową
wodą i dramatycznymi skałami. Są malutkie, ale ich piękno jest zagęszczone,
wysoko skoncentrowane.
Lanta dostała od Stwórcy w
przydziale taką samą ilość piękna, ale trzeba było je rozłożyć na większej
powierzchni, a więc bardziej oszczędnie. Piasek jest troszkę bardziej zwykły,
jak nad Bałtykiem. Zamiast skał – łagodne pagórki.
Zdecydowaliśmy jednak że
zobaczymy ją, zamiast bardziej spektakularnych sąsiadek, które odwiedzają
dzikie tłumy. Wyspa jest duża, turyści się jakoś rozpierzchają więc faktycznie
mieliśmy plaże prawie na wyłączność. Tym niemniej Lanta jakoś nas nie uwiodła -
już po dwóch dniach poczuliśmy że czas ruszyć dalej w drogę…
Z Ko Lanty zabieram tylko drogę
wzdłuż morza o zachodzie słońca, we dwoje na skuterze. Maja
Hmm... Nie wiem, czy zasugerowałam się postem, czy nie, ale widząc sam filmik uznałabym, że to droga nad Bałtykiem. Ale i tak mi się podoba, bo jak tu nie lubić, kiedy w tle Charlie Winston :)
OdpowiedzUsuńPięknie sie ogląda Wasze widoczki w domku: słońce nie wali, kurzu nie ma, moskitów także brak. A przy muzyczce wszystko jeszcze bardziej atrakcyjne!
OdpowiedzUsuń