czwartek, 12 listopada 2015

Ko Lanta. Raj rozwodniony.


Ko Lanta jest jak pyszna, aromatyczna kawa, którą ktoś zbyt rozwodnił.
Dookoła niej są bardziej efektowne wyspy Ko Phi Phi czy Ko Lipe – z białym jak mąka piaskiem, turkusową wodą i dramatycznymi skałami. Są malutkie, ale ich piękno jest zagęszczone, wysoko skoncentrowane.
Lanta dostała od Stwórcy w przydziale taką samą ilość piękna, ale trzeba było je rozłożyć na większej powierzchni, a więc bardziej oszczędnie. Piasek jest troszkę bardziej zwykły, jak nad Bałtykiem. Zamiast skał – łagodne pagórki.



Zdecydowaliśmy jednak że zobaczymy ją, zamiast bardziej spektakularnych sąsiadek, które odwiedzają dzikie tłumy. Wyspa jest duża, turyści się jakoś rozpierzchają więc faktycznie mieliśmy plaże prawie na wyłączność. Tym niemniej Lanta jakoś nas nie uwiodła - już po dwóch dniach poczuliśmy że czas ruszyć dalej w drogę…
Z Ko Lanty zabieram tylko drogę wzdłuż morza o zachodzie słońca, we dwoje na skuterze.  Maja


2 komentarze:

  1. Hmm... Nie wiem, czy zasugerowałam się postem, czy nie, ale widząc sam filmik uznałabym, że to droga nad Bałtykiem. Ale i tak mi się podoba, bo jak tu nie lubić, kiedy w tle Charlie Winston :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie sie ogląda Wasze widoczki w domku: słońce nie wali, kurzu nie ma, moskitów także brak. A przy muzyczce wszystko jeszcze bardziej atrakcyjne!

    OdpowiedzUsuń