Odkryliśmy, że
miasto najpiękniejsze jest po południu. Żar słońca lekko przygasa, pozwalając w
końcu swobodnie oddychać. Jednocześnie rozlewa po ponurym asfalcie i betonie
pomarańczowy blask, który sprawia, że chce się żyć.
Brodziliśmy w
świetle po parku Lumpini, napotykając olbrzymie jaszczury, które grzały się na
trawniku.
Potem przypadkowo natknęliśmy się na Wat Traimit, świątynię złotego
Buddy, która akurat płonęła w zachodzącym słońcu.
Kolejnego dnia
wybraliśmy się na olbrzymi targ Chatuchak. Znalazłam tam mój ulubiony crispy
pork, który jednocześnie chrupie i rozpływa się w ustach. Wyjadaliśmy go z
plastikowego worka jak dzieci cukierki.
Odnalazłam też mango sticky rice –
kleisty, słodki ryż gotowany z mleczkiem kokosowym, podawany ze złocistym,
dojrzałym mango. Jak dobrze znów być w Tajlandii! Maja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz