O 8:30 dzwoni
budzik. Nie wiesz jaki jest dzień tygodnia, bo wszystkie dni od pięciu miesięcy
przypominają sobotę. Włączasz opcję „drzemka” i przytulasz się do pleców
Lesera. Po dziesięciu minutach znów włącza się alarm w telefonie. Znów wciskasz
”drzemka” i powtarzasz to jeszcze jakieś osiem razy. Wstajecie koło 10tej. Wychodzicie
z hotelu i jecie na ulicznym stoisku bagietki z serem i bekonem (jak wspaniale
być w byłej kolonii francuskiej! W końcu przyzwoite pieczywo). Idziecie do
wypożyczalni skuterów, wskakujecie na maszynę i mkniecie przez zakurzoną drogę
wśród gór. Płacicie 20 000 KIPów (10 złotych) za wstęp do wodospadu Kaeng Nyui. Idziecie wzdłuż
strumienia, latają dziesiątki motyli, po drodze spotykacie trzy-cztery osoby.
Dookoła lekko okiełznana dżungla – wydeptane ścieżki i drewniane mostki
przerzucone przez strumień oraz słońce sprawiają, że czujesz się jak w bujnym,
zdziczałym parku. Plusk wody uspokaja i uszczęśliwia.
Żeby nie było zbyt
sielankowo, gdy patrzysz na wodospad gryzie cię komar zostawiając bąbel
wielkości złotówki. I kolejny. Czas ruszyć dalej. Tylko dokąd? Jedziecie
kawałek i widzicie ręcznie wymalowany szyld z napisem „Waterfall 300m”.
Dojeżdżacie na miejsce. Jest tam tylko mała, szmaragdowa sadzawka i dwumetrowa
mini kaskada, ale lokalnej dzieciarni to wystarcza. Bujają się na linach i
skaczą do wody z wrzaskiem najszczęśliwszych dzieci na świecie. Co z tego że
mają podarte spodenki? Kupujemy Beer Lao i obserwujemy lokalną rodzinkę, która
piknikuje przy akompaniamencie disco lao. Wracamy do miasta. Zatrzymujemy się w
przydrożnej restauracji na wodę z kokosa i pyszne Laap – rodzaj sałatki ze świeżej mięty, kolendry, cebuli, czosnku,
chili i smażonego mięsa. To niezwykle aromatyczne, laotańskie danie ma w sobie
tyle smaku, że starczyłoby na cztery europejskie obiady. Mocna, cytrusowa nuta,
kwaskowatość, pikantność, która pobudza cały język ale jeszcze nie sprawia bólu
i słodycz mięsa. Pycha!
Resztę popołudnia spędzacie w hotelowym ogrodzie. Bambusowy
hamak, szklisty szelest dzwoneczków na wietrze i pisanie bloga. Czy życie może
być piękniejsze? Maja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz