1.Wodospad Tad Se
Główną atrakcją Luang Prabang
jest gigantyczny wodospad Kuang Si. Po irytujących negocjacjach z kierowcą tuk
tuka i zapewnieniach pana że właśnie tam jedzie dołączyliśmy do międzynarodowej
zbieraniny turystów, którzy też wybierali się zobaczyć wodospad. Sęk w tym, że okazało
się, że tylko część z nas chciała jechać do Kuang Si, a jedna para wybierała
się do zupełnie innego, mniej znanego wodospadu Tad Se, który jest dokładnie w
przeciwnym kierunku. Kierowca także im obiecał że właśnie jedzie do ich
wodospadu. Po pół godzinie drogi okazało się, że pan jednak jechał do Tad Se.
Zadowolona parka wyskoczyła z tuk tuka, reszta zaś zaczęła się awanturować, że
nie tak się umawialiśmy i że ma nas zabrać do Kuang Si, który jednak był
półtora godziny drogi z miejsca, do którego nas wywiózł kierowca. Oznaczało to
przybycie na miejsce w południe, gdy jest tam najwięcej ludzi. Ponieważ nie
lubimy tłumów, nieco wściekli postanowiliśmy wysiąść i zobaczyć co to za
wodospad. Dogoniliśmy parę, z którą wąską łupinką popłynęliśmy do Tad Se.
To była fantastyczna pomyłka! Na
miejscu słonie kąpały się w lazurowej wodzie. Było tylko kilka osób. Kaskady
były niewielkie, ale rozłożyste. Obok strumienia wiła się w głąb dżungli
ścieżka. „Ciekawe dokąd prowadzi?” pomyśleli Maja i Kuba. Bez wody ani mapy, za
to w japonkach postanowiliśmy to sprawdzić.
Ponieważ nie jesteśmy zupełnie nieodpowiedzialni, namówiliśmy poznanych Niemca
i Chinkę żeby poszli z nami. W grupie zawsze raźniej;). Okazało się, że są tam
kolejne piętra wodospadu, małe bambusowe mostki, lazurowe oczka, i inne
cudowności dżungli za to żadnych ludzi. To lubimy!
2.Wodospad Kuang Si
Kolejnego dnia wstaliśmy o
szóstej rano, żeby wykiwać system. Pożyczyliśmy skuter i smagani zimnym,
porannym wiatrem postanowiliśmy w końcu zobaczyć Kuang Si. Dotarliśmy na
miejsce i z satysfakcją stwierdziliśmy, że na parkingu nie ma nikogo. Wypiliśmy
więc na rozgrzewkę herbatę i ruszyliśmy zobaczyć tego siedemdziesięciometrowego
potwora. Prawie nigdy tak wcześnie nie wstajemy, więc nie znaliśmy tego
złotego, wyjątkowego światła. Wodospad, skąpany w nim wyglądał przepysznie. Patrząc
na niego dostałam gęsiej skórki – takiego wodnego splendoru jeszcze nie
widziałam. Potem wybraliśmy się do źródła wodospadu, robiąc po drodze zdjęcia
obłędnych motyli, które urządzały sobie orgię.
3.Mekong
Pisząc o Laosie nie można pominąć
Mekongu. Mimo nieapetycznego, brązowego koloru i pewnej monotonii (płynęliśmy
nim 14 godzin więc widzieliśmy spory kawałek- wszędzie wyglądał z grubsza tak
samo), Mekong robi wielkie wrażenie. Gigantyczna masa wody i intensywnie
zielone góry...
4.Trasa z Luang Prabang do Vang Vieng
Chyba najpiękniejsza górska
droga, jaką kiedykolwiek widziałam. Musiał nad tym krajobrazem pracować
naprawdę Wielki Scenograf.
5.Vang Vieng
Postanowiliśmy zostać tu aż
cztery dni, chociaż w tej mieścinie są tylko dwie ulice. Urzekły nas góry,
które można podziwiać z tarasów knajpek wypełnionych poduszkami. Pijesz świeżo
wyciskane soki i leżysz jak Pasza oglądając rzekę i góry w oddali. Są one
podziurawione jak szwajcarski ser. Mniej więcej co kilometr w skałach ukryte
są gigantyczne jaskinie. My zeksplorowaliśmy dwie – Silver Flower Cave – pełną srebrzyście
połyskujących stalaktytów i Tham Phu Kham. Każda z nich była tak wielka, że można
by w niej ukryć pięć okrętów wojennych. Maja
Ej, leserzy! Czemu leserujecie i już ponad tydzień nic nie piszecie? Co tam w Wietnamie? Czekamy!!!
OdpowiedzUsuńW Wietnamie bardzo przyjemnie. Troszeczkę popaduje, ale noclegi i jedzenie fantastyczne. Ludzie również przemili. Zabieramy się do pisania, chociaż proszę o wyrozumiałość - jesteśmy na wakacjach:) K.
Usuń